Wiesz, że są tacy ludzie, którzy nigdy nie jedli jarmużu i sałaty lodowej, nie wiedzą, co to błonnik, i codziennie wciągają kilogram tłuszczu z foki na dokładkę? (trochę koloryzowane, ale tylko trochę)
Nie mają otyłości. Nie mają cukrzycy. Nie mają zawałów. Żyją na złość całemu fit-internetowi.
Mowa o Inuitach (Eskimosach) – ludach północy, które przez setki lat żyły w warunkach, gdzie jedzenie wyglądało mniej więcej tak:
– tłuszcz, mięso, surowa wątroba, rybi olej, tłuszcz, foka, tłuszcz.
Zero chleba. Zero warzyw. Zero „zbilansowanej diety zgodnej z piramidą żywieniową” – oj oj powiedział Krecik…
Zamiast cukru – tłuszcz i ketony
Inuici jadali niemal wyłącznie tłuszcz i białko – taki klimat. Ich organizm był w stanie ketozy przez większość życia.
Czyli:
– Nie glukoza, tylko ciała ketonowe jako paliwo dla mózgu, serca i mięśni
– Brak insulinooporności
– Brak naprzemiennego „żarcia – głodu – żarcia”
I teraz wisienka na foce:
Nie jedli tylko mięśni (tak jak my obecnie). Jedli całe zwierzę.
Wątroba, skóra, język, mózg, szpik, oczy, rybie wnętrzności – wszystko. Dramacik prawda?
A jednak tam są witaminy, minerały, tłuszcze omega-3, A, D, K2, B12 – wszystko to, co w naszej diecie wyparowało, gdy zamieniliśmy „całą” świnię na schabowego.
I nikt im nie musiał sugerować, że potrzebują multiwitaminy z reklamy.
A co z GLP-1?
Jakiś czas temu pisałem o hormonach w tym GLP-1.
No właśnie – przecież GLP-1, ten „hormon sytości i porządku”, wydziela się głównie po posiłkach z węglowodanami.
Więc jak oni to robili bez chleba?
Otóż GLP-1 można stymulować także przez tłuszcz i białko – działa to trochę wolniej, ale stabilniej.
Czyli: tłuste mięso, rybie tłuszcze, surowa wątroba → sygnał dla GLP-1 → mózg dostaje info: „spokojnie, już najedzeni”.
Nie było skoków cukru. Nie było jazdy insulinowej.
Był stały, logiczny sygnał z organizmu.
A błonnik?
No jakby… nie było. I co się stało?
NIC.
Ich jelita miały się dobrze, bo nie były codziennie dojeżdżane glutem, mlekiem UHT, tłuszczem roślinnym w ładnym pudełku i kolorową paszą z etykietą „fit”.
Nie potrzebowali zbytnio „oczyszczania jelit błonnikiem” – bo nie żarli śmieci.
No to zobaczmy to prosto – w tabelce
Inuita (Eskimos) | Przeciętny Kowalski |
---|---|
je tłusto | brzydzi się tłustymi daniami |
wcina surowe mięcho i wszystko inne odzwierzęce | jak już musi je chude i gotowane lub smażone |
je rzadko, bo ile można się babrać w mięchu… | 5 posiłków jest cool! |
nie choruje przewlekle wbrew nauce | nadciśnienie, choroby serca, wysoki cholesterol, cukrzyca, Hashimoto, ŁZS… i wiele innych |
zdrowy, silny, bez brzucha | paczaj w lustro i w kartotekę u lekarza |
TL;DR;
Nie mówię, żebyś jadł focze oczy i zupę z rybich resztek. Ale jak nie chce Ci się czytać całości – zastanów się chociaż – jeśli ktoś całe życie je tłuszcz, nie tknął brokuła, a nie ma cukrzycy i chorób serca – to może problem nie leży w braku błonnika, tylko w nadmiarze nowoczesnej fit żywności? Ja nic nie sugeruję. Ja tylko pytam 🙂
Dodaj komentarz