Dieta człowieka tyjącego – czyli co jadłem kiedy tyłem?

To przecież oczywiste – jadłem to, co zdrowe i dobre. To, co je większość, w proporcjach, jakie teraz są polecane. Krótko mówiąc – nie wzgardzałem „normalnym” jedzeniem, a fast foody jadałem tylko od święta.

No dobra, to co jadłeś?

Śniadanie – raczej nic specjalnego

Jakieś kanapki. Czy to chleb z ziarnami, czy czasem jakiś pszenny, albo pyszna bułeczka. Cienko masła, jakaś wędlina czy ser, na to jakieś warzywo – pomidor czy ogórek (kiszony, konserwowy). Czasem tylko chleb czy bułka z masłem i serek wiejski. Raczej szybko i lekko. (Zwykle 2 kromki lub 1 bułka)

Obiad – tu już repertuar będzie większy

Mogły być jakieś makarony z warzywami i mięsem. Mogła być jakaś pizza. Jednak w dominującej większości – jakiś rodzaj dania z ryżem / ziemniakami, jakimś mięskiem (nie mięchem) i surówką.

Kiedy pracowałem więcej w biurze, w piątki zwykle wjeżdżał kebab z frytkami i surówką. Początkowo myślałem, że to on zaczyna mi podbijać wagę – ale kolejne lata (2019+) pokazały, że jego eliminacja nie wpłynęła na spadek masy.

Kolacja – raczej klasyk jak na śniadanie

Czyli jakieś lekkie kanapeczki, by dupa nie rosła. Twarożek i takie tam. Znów zwykle 2 kromki.

Jakieś podjadanie?

Bywało, że zjadałem sporo jabłek czy winogron – w sezonie winogronowym domowe mogę jeść w dużej ilości. Poza tym średnio 3–4x w tygodniu wyskoczenie na kawę i lody. 3 gałki – były pyszne.

Raczej inne rzeczy typu czekolady, ciasteczka itp. nie kręciły mnie – więc raczej od święta.

Kawa, panie, jak tam ta kawa?

No jak to jak – non stop. Co bardziej wtajemniczeni wiedzą, że w IT kubki kawy można przeliczać na linie kodu. Co za tym idzie – kilka razy na dobę, jakieś 4–6 kubków kawy z mlekiem. I tak kartonik mleka starczał na dzień, w porywach dwa.


Efekt?

Do 30. roku życia organizm dawał radę. Wyjścia do biura, trochę spacerów, czasem rower. Raczej nie przekraczałem 80 kg – zwykle gdzieś ok. 75–78 kg.

Po 30 coś zaczęło się sypać. Bez większych zmian w diecie dojechałem do ok. 85 kg w latach 2016–2017, by rok później być już bliżej 90 kg.

Cyrk zaczął się wraz z pracą zdalną – wtedy po raz pierwszy w mojej wadze pojawiła się „1” na przedzie. I pomimo różnych kombinacji, nie udało mi się zejść przez 5 lat choćby do 95 kg. Jeśli spadałem, to jakieś 2–3 kg, by później powolutku wracać do wyższej wagi i tworzyć kolejne rekordy.


Moment zwrotny

Na przełomie roku 2024/2025 czułem, że muszę to zmienić. Wiązanie butów zaczynało być problematyczne. A przecież byłem jeszcze przed 40-ką!

Ćwiczenia fizyczne z hantlami sprawiały, że nabierałem masy jak na sterydach! Musiałem odpuścić, bo nie chciałem mieć łap, jakbym całe dnie na siłce spędzał. Przecież programista musi wyglądać jak programista!


Diagnoza?

Rok czy dwa lata wcześniej znajomy lekarz z Anglii (poznany za granicą) stwierdził, że mogę mieć coś cukrzycowego, czego ot tak nie widać – co nie pozwala mi chudnąć. Ale był chirurgiem i to była raczej jego sugestia niż głębsza rada eksperta.

Sam twierdził, że nie zna się na tym, ale że sprawdziłby tę ścieżkę, bo moja budowa nie wskazuje na bycie grubasem – szczególnie że widział, ile jem.

No i trafił! Wiem to dziś – cukier w normie, a jednak insulinooporność… i rośniemy – i od jedzenia, i od ćwiczeń!

Podziel się:

Autor:

Więcej w zakładce: kim jestem?

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *