Więcej tłuszczu niż białka? To może być mądrzejsze niż Ci się wydaje.

Od wszystkich influ i w mainstreamie słyszysz ostatnio „Jedz więcej białka”. Białko buduje mięśnie, białko jest ważne, białko jest „najlepszym” makroskładnikiem. A co jeśli to nie do końca prawda? Co jeśli, zamiast czuć się lepiej, czujesz się zmęczony, głodny i rozdrażniony, mimo że wcinasz filety, jajka i odżywki?

W praktyce, okazuje się, że wielu ludzi potrzebuje więcej tłuszczu, nie białka. I to nie tylko na keto czy karniworze.

Białko? Jasne, ważne. Ale nie w nadmiarze

Nie chodzi o to, żeby białka unikać. Ale większość ludzi, która „poprawia dietę”, pakuje się w filety, piersi z kurczaka, twarogi 0% i szejki proteinowe. Efekt? Z jednej strony „trzymanie makro”, z drugiej – brak energii, ssanie w żołądku, wieczne kręcenie się wokół jedzenia.

Za dużo białka, za mało tłuszczu więc ciało zaczyna traktować białko jak węglowodany. Dosłownie. Glukoneogeneza – (czyli robienie węgli z białka) leci w ruch, glukoza podskakuje, insulina nie śpi, a ty dalej się zastanawiasz, czemu nie chudniesz albo czemu jesteś senny.

Tłuszcz to nie wróg. Tłuszcz to paliwo

Jeśli jesteś na diecie niskowęglowodanowej (albo całkiem bez węgli), to twoje ciało i tak potrzebuje energii. Jak nie ma z czego to weźmie ją z białka – nieefektywnie, kosztownie, obciążająco.

A jeśli może to weźmie ją z tłuszczu – o ile mu go dasz.

Nie mówię o zalaniu się majonezem czy jedzeniu łyżką masła. Mówię o:

  • tłustym mięsie zamiast piersi z kurczaka,
  • jajkach z żółtkami, nie tylko białkiem,
  • wołowinie z tłuszczykiem,
  • skórze z kurczaka, łopatce wieprzowej, wątróbce, sardynkach, smalcu.

Dlaczego? Bo tłuszcz:

  • daje energię (stałą, bez zjazdów),
  • syci na długo,
  • wspiera hormony i układ nerwowy,
  • stabilizuje poziom glukozy i insuliny.

A co jeśli to białko dominuje w diecie?

  • Jesz dużo, a i tak jesteś głodny.
  • Trzymasz michę w ryzach, a waga stoi.
  • Zaczynasz czuć, że „nie masz siły” mimo mięsa na talerzu.
  • Nerki dostają srogi łomot

To klasyczny efekt, gdy makro jest białkowo-białkowe, a tłuszcz gdzieś się zagubił.

Ile tego tłuszczu?

Nie chodzi o liczenie do grama. Ale jeśli na talerzu masz:

  • 150 g chudego mięsa + warzywa → to za mało.
  • 150 g karkówki z masłem + warzywa → zupełnie inna jakość.

W praktyce: więcej tłuszczu niż białka wagowo, a proporcje energetyczne mogą iść nawet 70% tłuszczu / 30% białka – to nie przepis dla wszystkich, ale dla wielu – będzie idealny – szczególnie, że w Polsce jedliśmy takie mięso od pokoleń.

Dla kogo to działa?

  • Masz insulinooporność i ciągły głód?
  • Masz zjazdy energetyczne mimo „idealnie dobranej michy”?
  • Ograniczasz węglowodany i czujesz, że coś nie gra?
  • Masz ŁZS, autoagresję, mgłę mózgową?

Spróbuj. Nie musisz od razu wrzucać łyżek masła do kawy, ale przesuń proporcje – mniej białka, więcej tłuszczu.

A co z nerkami, cholesterolem, rakiem?

Spokojnie. Z punktu widzenia fizjologii:

  • tłuszcz nasycony nie zabija – jeśli nie ładujesz cukru,
  • nerki nie boją się tłuszczu, tylko odwodnienia i cukru,
  • cholesterol wzrasta? Czasem tak – ale poprawia się profil (HDL do góry, trójglicerydy w dół).

Podsumowanie, krótko i na temat

Jeśli próbowałeś już „więcej białka” i nie działa – spróbuj więcej tłuszczu. Zaufaj ciału. Daj mu energię, jakiej potrzebuje. Bo jedzenie to nie tylko makro – to sygnał dla organizmu.

I czasem tym sygnałem jest właśnie smalec, masło, a nie pierś z kurczaka z grilla i gałązką rozmarynu.

Ze swojej strony dodam jeszcze. U mnie działa… Na ten moment 90kg (-20kg od 20 stycznia do 21 lipca), od końca maja basen i sauna 2x w tygodniu (1h na całość) – ale raczej dla fun-u i prostowania garba niż odchudzania.

Podziel się:

Autor:

Więcej w zakładce: kim jestem?

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *