Ostatnio, w pewien niedzielny poranek, zamówiłem sobie latte ze Starboobsa. Żona też. Niby wszystko to samo – te same ziarna, ta sama maszyna, baristka ta sama z dziwnymi spinkami we włosach. Ale coś ewidentnie nie grało.
Moja kawa smakowała jak kawa. Konkretnie, z goryczką, wyraźna. A ta jej… jakby ktoś wrzucił do kubka saszetkę Nescafe 3w1 i dodał trochę balsamu waniliowego. Gładka, podejrzanie słodka, aż dziwnie deserowa – a to nie było smakowe latte z syropem.
Patrzę na kubki. Mówię:
– „Ty, co oni Ci tam dodali?”
– „No nic chyba. Bez laktozy wzięłam. Lepsze przecież niż odłuszczone, nie?”
No i tu się zapaliła lampka. Co właściwie sprawia, że mleko bez laktozy jest takie słodkie? Zacząłem drążyć temat. Pogooglałem I okazało się, że ktoś zrobił za mnie… połowę trawienia.
Mleko bez laktozy – czyli to, które przetrawiono za Ciebie
Mleko bez laktozy to nie „mleko z wyjętą laktozą”. To mleko, w którym laktoza została rozłożona na dwa cukry proste: glukozę i galaktozę.
I właśnie dlatego smakuje słodko – mimo że nikt nie dosypywał tam cukru. Bo cukier już tam był – tylko w przebraniu i nie był tak łatwo dostępny.
Organizm nie musi nic trawić – tylko wchłania. Szybciej, mocniej. Efekt?
➡️ Wzrost poziomu glukozy we krwi.
➡️ Szybki wyrzut insuliny.
➡️ A potem głód. Szybszy zjazd. Czasem nawet senność.
Kiedy „zdrowe” mleko robi Ci metaboliczną krzywdę
Mleko bez laktozy brzmi jak ratunek – dla brzucha, dla jelit, dla zdrowia. Ale jeśli masz problemy z gospodarką cukrową – to może być Twój cichy wróg.
Ile razy słyszałem: „Ja tylko kawka z mlekiem bez laktozy, bo tak zdrowiej”.
A potem w wynikach: cukier 140 na czczo, 190 po śniadaniu.
Nie, to nie tylko bułka winna to również te „zdrowe nawyki” wiecznie promowane.
Jeśli do każdej kawy lejesz mleko, które zachowuje się jak płynny cukier – to nie ma prawa nie mieć znaczenia.
Może to nie mleko jest problemem?
I tu ciekawostka. Wiele osób po zwykłym mleku czuje się średnio: burczenie, przelewanie, sensacje. No to wjeżdża mleko bez laktozy, brzuch się uspokaja, temat zamknięty. Tylko czy na pewno?
Bo czasem to wcale nie mleko jest problemem. Tylko cała dieta.
Za dużo cukru. Przetworzone jedzenie. Chleb na śniadanie, makaron na obiad, owoc na kolację. Jelita zmęczone, mikrobiota rozjechana. Wtedy wszystko fermentuje – nawet woda :).
Ale kiedy ogarniesz podstawy jedzenia, przestajesz się truć na co dzień – to nagle zwykłe mleko 3,2% przestaje szkodzić i nie będziesz po nim biec do WC.
Serio.
A może jednak czarna?
Oczywiście – najlepsza dla glikemii, insuliny, trzustki i w ogóle – jest kawa czarna. Bez dodatków, bez słodzika, bez mleka, bez cukru. Sama w sobie – piękna. Idealna przy poście przerywanym. Nie przerywa spalania tłuszczu. Nie podbija Ci insuliny. Tylko ten smak…
Ale wiadomo – kawa z mlekiem to ta odrobina luksusu. Kremowa pianka. Kawiarniane „mmm”. Chwila przyjemności.
Bo przecież nie zapłacisz 20 zł za americano kiedy 2 zł droższa jest latte, prawda? Czujesz, że 20 zł za czarną wodę to dużo.
Co warto zapamiętać?
Jeśli nie masz zdiagnozowanej nietolerancji laktozy, a pijesz mleko bez laktozy „bo tak lepiej” – to może warto się zatrzymać.
Spróbuj wrócić do zwykłego mleka 3,2%.
Albo przetestuj kilka dni z czarną kawą.
Zobacz, jak reagujesz, kiedy Twoja dieta nie przypomina jedzeniowego rollercoastera. Pełnego węglowodanów.
Bo czasem okazuje się, że to wcale nie mleko było winne.
A kawa z mlekiem?
Niech smakuje. Przecież trzeba mieć coś od życia też czasem. Mleko bez laktozy pomiń, będzie taniej i lepiej!
